Wednesday, February 14, 2007

Po sesji wracamy do ŻYCIA

Z nami nie można się nudzić. W weekend jak zwykle nam poodbijało.
Raz. Piątek. Całe mieszkanie pije, Mateusz się uczy (Jacek śmieje się gdy to piszę). Mija godzina. Całe mieszkanie pije. Mateusz też. Mija kolejna. Całe mieszkanie śmieje się z Jabola. [przepraszamy Jabolku, ale my i tak Cię kochamy] No i Jabolek się wkurwia więc szukamy go w osiedlowym przedszkolu. Naprawdę nie wiem co on tam chciał zrobić po tym jak ostatnio Jaca nalał tam na klamkę;) To było wyjątkowo perfidne. Pani przedszkolanka, która z rana przyszła otworzyć ten szlachetny przybytek głaskała pewnie wszystkie przychodzące dzieci tak dziwnie aromatyczną ręką...
Dwa. Wszyscy czekają na Apokalipsę. Jacek Ewangelista miał wizję. Kolorową. Ale mimo wszystko Mat zalicza.
Zamkniętą sesję czcimy obiadem. Czy wiecie że "Frontera Merlot" podaje się z "pasta, cheese, red meat"? Mateusz i Jaca wiedzieli. Na obiad makaron w sosie serowym i czerwone mięso :) No i Merlot się kończy.
Trzy. Jedziemy na imieniny Agatki. Jedziemy godzinę (nie no - 43 minuty). Idziemy wzdłuż pola 10 minut. Znajdujemy przewodników. W łapach trzymają zdjęcie z którego wykrzywiają się uśmiechnięte mordy Kuby i Mateusz z zamierzchłych czasów. Prowadzą nas w las, śnieg piździ, Kuba pyta na boku: "Zauważyliście, ze nie ma ich śladów w drugą stronę, pewnie prowadzą nas do lasu, żeby nas zarżnąć, wiecie jakie pojeby chodzą po tym świecie". Był śmiertelnie poważny. Popatrzyliśmy na niego z politowaniem "odkąd wyszliśmy z autobusu nasze kurtki oblepiły się dwucentymetrową warstwą śniegu ale ślady miały pozostać!?"
Może pech chciał, że nie zostaliśmy zgwałceni w tym dzikim lesie i do Agatki trafiliśmy cali.
Dobrym znakiem po wejściu był Hoff. Hoff zawsze jest dobrym znakiem. Więc obsiedliśmy materac. Było troszkę smętnie więc:
Jaca: Agatko mogę czuć się jak u siebie w domu?
Agatka: tak, jasne.
Jaca: Mateusz! Pijemy!!
Po czym wziął flaszkę i dwa kieliszki - zaczęliśmy pić.
Piliśmy, Jaca zmywał naczynia, piliśmy, Jaca zmywał naczynia, jedliśmy kanapki, piliśmy, jedliśmy orzeszki, piliśmy, jedliśmy pakistańskie curry, robiliśmy grzańca, zmywaliśmy naczynia, piliśmy. Goście się rozeszli lub pozasypiali. Nie byliśmy gorsi. Mateusz wziął łóżko (prywatna refleksja - jak je rano składałem zrozumiałem dlaczego tak napierdalają mnie plecy), Jaca podłogę (prywatna refleksja - ja wiedziałem że będą plecy napierdalać po łóżku).
Cztery. Szecherezada.
Co podać?
my: kostki
Jakie?
my: a po ile są?
cośtam, cośtam, cośtam
Jaca: jest niedziela...
nie rozumiem
Jaca: jest niedziela, a wczoraj była sobota...
no i?
Jaca: jest - niedziela, wczoraj - sobota, zamknęliśmy sesję...
?
Jaca: piliśmy...
ale o co chodzi?
Mateusz: nie rozumiemy, proszę powiedzieć jeszcze raz...
te po 17,50 te po 20 a te ładne po 30
Jaca i Mateusz: te po 17.
[Tego co zrobił Jaca gdy dostał kostki w swoje ręce nie potrafimy opisać]
Pięć. Dziś walentynki. W Dzienniku można przeczytać o życiu seksualnym prof. Zbigniewa Jakiegośtam. A my tu czekamy, aż wy drogie fanki (ale nie te z Symaptii - jesteśmy immune to dragons) ubrane tylko w wygolone serduszka - Wy wiecie gdzie... :d - wpadniecie do naszej piwnicy.

4 comments:

Anonymous said...

Cóż mogę powiedzieć. W tej nieruchomości działo się wiele. Najemcy byli różni. Agencje towarzyskie biły się o zgodę na wynajem tych wspaniałych pokoi. Powiem jedno, jak juz przyjda te kobiety z "serduszkami" to dajcie znać (opłaty za media wzrosną ale czynsz będzie mniejszy). Pozdro ADMIN legal

Anonymous said...

Wy to macie życie :P

Ernest said...

pakistanskie curry?-nie wiecie o czym mowicie:)... najlepiej je sie je z odrobina octu:)

piwnica pod brogami said...

pakistańskie curry - jak najbardziej i ani za grosz nie kojarzy nam się z octem - skąd ten pomysł?