Widywali się zawsze tylko w jednym tramwaju. Siadali daleko od siebie, jakby trochę na przekór powtarzanym w myślach zaklęciom, a na więcej nie było ich stać. Przypatrywali się sobie ukradkiem
i tylko czasem ich oczy spotykały się w locie na ułamek szczęśliwej sekundy. Ich wspólna podróż tramwajem trwała zaledwie kilka przystanków, kilka przedziwnych minut, a przewrotny los ich kusił ku sobie, mamił i choć coś oczom kazało się szukać nawzajem – nie uczynili nic. Nawet kilka prawie bezwiednych uśmiechów nie dodało im odwagi, tak jakby potrzebny był pretekst do tego by się zakochać koło południa w tym krakowskim tramwaju...
Każde z nich bało się kolejnego rozczarowania, jeszcze jednej pomyłki, następnego niewłaściwego wyboru. Staczali za każdym razem wewnętrzne potyczki z własną słabością do siebie, układając w myślach pierwszą rozmowę, za każdym razem inaczej. Trwali jednak w milczeniu, ciesząc się z tego co mają, jakby nie chcieli tego dotknąć, lub też naruszyć, bo wydawało im się to tak delikatne, że mydlana bańka stała się przy tym zrobiona z jak najlepszej stali. Nosili bowiem w sobie płonne nasiona, które były strachem po poprzednich doświadczeniach, tak jakby nie było możliwym to, że można się zakochać w tym krakowskim tramwaju....
Oto więc dziewczyna, siedząca przy oknie. Przyjechała tutaj z małego miasteczka. Tam, znają ją wszyscy, jej rodzice należą do najbardziej szanowanych w mieście. Ona, jedynaczka nie jest wcale zarozumiała ani rozpieszczona. Nauczono ją szacunku nie tylko wobec innych ludzi, ale także dla siebie, dlatego też, nawet jeśli ktoś chce usilnie na nią czekać tam gdzie mieszka, przepada w tej historii jak nie wysłany kupon loteryjny.
Ale jest także chłopak. On przyjechał także z małej, wiejskiej miejscowości. Żaden to wstyd mieszkać na wsi, ale wstyd wracać do takiego domu. Głowę ma wypakowaną ideałami, obrazami, które ubiera w barwy i usiłuje sprzedać latem wędrując od jednej nadmorskiej miejscowości do drugiej. I czeka cierpliwie, aż nadarzy się okazja by wyrwać się z łóżka pewnej dojrzałej i zamożnej pani, która upatrzyła go sobie i za wszelką cenę chce go zatrzymać przy sobie jak najdłużej, obsypując go podarunkami i pieniędzmi, które odkłada na przyszłość, która tak często jeździ wraz z nim w tym krakowskim tramwaju...
Wreszcie któregoś dnia, Pan Przeznaczenie, któremu znużyło się już patrzeć na tą przesadną w jego mniemaniu nieśmiałość, spróbował ich delikatnie trącić ku sobie. Gdy tramwaj zatrzymał się przy jej przystanku i dziewczyna szła do wyjścia, staruszka, która wchodziła po schodach do środka potknęła się
i upadła boleśnie, a kilku przedwcześnie wyłysiałych wyrostków zarechotało szyderczo. Chłopak
i dziewczyna razem pomogli kobiecie się podnieść. Spojrzeli przy tym na siebie, a tak blisko jeszcze nigdy nie byli. Widząc jednak, że staruszce nic nie jest, dziewczyna wyskoczyła z tramwaju, a chłopakowi zdało się jakby, że kobieta, której pomogli cicho powiedziała do niego „idź za nią”, ale drzwi się zatrzasnęły i trzeba było czekać do następnego razu.
A tego dnia miało, mogło choć nie musiało, wszystko potoczyć się inaczej. Gdy dziewczyna wysiadła na tym przystanku co zawsze, chłopak wyszedł za nią, choć to nie był jego przystanek. I kiedy już opuścili tramwaj, niespodziewanie, jakiś kilkunastolatek wyrwał dziewczynie portfel, który trzymała w ręce i przepchnąwszy się między ludźmi stojącymi na przystanku, puścił się biegiem przed siebie.
Chłopak natychmiast ruszył za złodziejem. Wkrótce, po szaleńczym biegu, zbliżyli się do załomu ulicy. Chłopak z trudem nadążał za uciekającym i bał się, że za rogiem straci go z oczu. I wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Całe zajście obserwował inny mężczyzna, stojący po drugiej stronie ulicy
i w pewnej chwili szybko przebiegł przez jezdnię, zagrodził złodziejowi drogę i silnym ciosem powalił go na ziemię. Odebrał portfel i powiedział, żeby spieprzał, jeśli nie chce mieć większych kłopotów.
Chłopak z tramwaju zatrzymał się. Nie biegł dalej. Poczuł, jakby stracił szansę na coś, ale nie zdawał jeszcze sobie sprawy na co.
W tej chwili minęła go dziewczyna i nawet na niego nie spojrzawszy podeszła do swojego wybawcy. Na twarz wystąpił jej rumieniec i zupełnie już zapomniała od tej chwili o chłopaku z tramwaju i o nikłych spojrzeniach i skrywanych uśmiechach. Patrzył jak oboje odchodzą i znikają za rogiem.
- No i stało się – powiedział ktoś stojący z boku.
Chłopak drgnął zaskoczony.
- Ale co się miało stać – zapytał.
- Straciłeś ją.
- Kogo? – zapytał znowu – Tę dziewczynę?
- Właśnie ją – powiedział tajemniczy mężczyzna.
Przez chwilę stali obok siebie w milczeniu. Chłopak nie miał ochoty na kontynuowanie tej dziwnej rozmowy.
Tymczasem nieznajomy wyjął z płaszcza niedużą kopertę i wręczając ją swemu młodemu rozmówcy powiedział:
- Obejrzyj to sobie. Może więcej zrozumiesz.
W kopercie były zdjęcia. Była na nich dziewczyna z tramwaju, razem z mężczyzną, który złapał złodzieja. Były tam ich fotografie jak siedzą razem na ławce w jakimś parku, dwa lub trzy zdjęcia z ich ślubu, potem zdjęcia z ich pierwszym i drugim dzieckiem i kolejne, na których był sam mężczyzna ale z inną kobietą, a potem następne gdy był jeszcze z inną kobietą. Na każdej fotografii byli coraz starsi a dziewczyna z tramwaju coraz smutniejsza. Chłopak wpatrywał się w zatrzymane obrazy przyszłości wciąż nie doceniając ich znaczenia. Ale gdy przez chwilę wyobraził sobie, że to on jest razem z nią na fotografiach, dziewczyna na żadnym nie smutniała.
- Kim jesteś? – zapytał nieznajomego.
- Nazywaj mnie jak chcesz. Losem, Omenem, Panem Przeznaczenie. Przyszedłem cię tylko doświadczyć
z tego co nie będzie. Choć dużo ci nie brakowało.
- Ale dlaczego? – dopytywał się.
- Żeby ci pokazać, że oszukałeś własny los. Mnie. Że straciłeś tyle okazji by wypełnić twoje i jej przeznaczenie, bo wierz lub nie, ale zapisano was sobie nawzajem. Ja was zapisałem. I choć wodziłem was na pokuszenie to zadrwiliście ze mnie oboje. Ale teraz nie zrobicie już nic. Mógłbym ci nawet pokazać waszą wspólną przyszłość, ale chyba dla ciebie za dużo i na dziś i na zawsze.
I Pan Przeznaczenie odebrał mu kopertę, schował do kieszeni płaszcza i odszedł. Jednakże młody człowiek - skoro już sam Los się fatygował do niego – podbiegł jeszcze raz do Pana Przeznaczenie by zadać pytania.
- Tak, jesteś wyjątkowy skoro do ciebie przyszedłem, ale co z tego – powiedział Pan Przeznaczenie wybiegając naprzeciw jego myślom. - O co więc chcesz jeszcze zapytać? O to czy naprawdę z tobą byłaby szczęśliwa? Odpowiadam, że tak. Układam różne plany i dla was zapisałem właśnie taki. -
Przez moment Pan Przeznaczenie cierpliwie czekał na ostatnie pytanie. Cierpliwość przeznaczenia jest bowiem ogromna, ale nie niewyczerpana.
- I już nic nie mogę zrobić? - zapytał chłopak
- Wiesz – odparł Pan Przeznaczenie – to, że postąpiłeś na przekór mojemu planowi i przez to przegrałeś, to dla mnie niewielka strata. Lecz jeśli chcesz dalej grać przeciw mnie, to próbuj. Jestem ciekaw jak się spiszesz. Zawsze podobały mi się twoje gromy w oczach...
Chłopak nie słuchał już co ma do powiedzenia mu jego własny los. Pobiegł w stronę, w którą przed kilkoma chwilami poszła dziewczyna. Gdy znikał za rogiem, Pan Przeznaczenie zatrzymał go słowami:
- Lecz zanim zaczniesz ze mną igrać na dobre, wiedz, że nie wygrał ze mną jeszcze żaden chłopak
z tramwaju.
Jesli autor tego tekstu poczuje sie urażony jego publikacją tutaj prosimy o kontakt.
Thursday, June 14, 2007
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
12 comments:
(milczy)
Pozdrowienia dla całej Piwnicy, zostaniecie wyściskani przez Małgorzatę :)
zostali wyściskani :) jedni bardziej, inni mniej, Jaca wcale :)
Hmm... Hmmm... A ponadto 'hmmm' i 'Jabol mendowaty bracie przyleź na ten trening w środę, bo zaczynam się martwić'.
Jacek, powiedz coś ...
W ogóle coś powiedzcie! Cicho i cicho... żywiecie li?
przenieśli się gdzieś....i co my teraz zrobimy, biedne, małe, niewierne?
No wiecie co? Jak tam wakacje, ktore turnieje zaliczone?
ja rozumiem zaniedbywać fanki.... ale są pewne GRANICE! :D
Koffany blogasek zdechniętym jest? ;P
obiecuje ze postaram sie coś z tym zrobić i miejmy nadzieje przywrócić świetność Piwnicy.
No bo mieć piwnice w Krakowie to jest interes... :D
Czyżby twoja obietnica okazała się taką bez pokrycia, Jabolku? A może starania za małe? ;P
przeczytałam opowiadanie. Powiem tyle, że miałam podobną sytuację (no może nie aż tak przeładowaną patosem jak tutaj :P) Podeszłam do chłopaka z przychodni, bo mnie moje 'przeznaczenie tchnęło'. znamy się do dziś, ale nie jest mi pisany :P
zresztą tyle ludzi łazi po ulicach, nie ten to kolejny :P
Post a Comment