W życiu większości ludzi reprezentujących jakiś tam poziom społeczny nadchodzi dzień, w którym muszą opuścić swój najukochańszy matecznik. Miejsce wprost idylliczne, w którym wszystkie wady są zaciemnione przez niesamowity klimat tego miejsca. Wyruszyli więc wszyscy w swoim kierunku, w poszukiwaniu swojego nowego lepszego JA. Od takich pierdół aż głowa boli. Pomińmy więc przyjętą gdzieś tam i nie wiadomo przez kogo poprawność polityczna (tak szczerze mówiąc jestem bardzo ciekaw kto to wymyślił, pewnie Szwedzi). Za oknem jak widać mamy już grudzień więc zgodnie z tradycją napierdala deszcz, robi się ciemno zanim się zorientujesz, a w centrach handlowych słodko do ucha nuci Ci George Michael o swojej niespełnionej miłości (dla wszystkich zainteresowanych zapraszam http://www.youtube.com/watch?v=3354flS1KJs). Właśnie w tym okresie narasta to pytanie: „Gdzie się podziali tamci mężczyźni?”. Ach Ci piękni, młodzi, bogaci tytani. Otóż rozpoczął się istny exodus, ale to zupełnie inna historia, która pewnie doczeka się swojej własnej książki (właśnie trwają negocjacje z Stephenie Meyer aby zajęła się interpretacją tej opowieści).
Tak szczerze mówiąc przeraża mnie moja impotencja intelektualna, więc zacznijmy coś tworzyć. Motyw podróży stary jak cała twórczość europejczyków wydaje się być dobrym początkiem. Rozpocznijmy naszą podróż więc. Czy zadawaliście sobie kiedyś pytanie dlaczego butelki po piwie mają ciemny kolor? Jak mi się wydaje miało to miejsce na początku lat 60 XX wieku, wtedy to jakiś chujowy browar z Wisconsin zadał sobie pytanie dlaczego wszyscy pakujemy piwo to przeźroczystych butelek ( i o dziwo tak było). Doszli też do genialnego wniosku, że piwa w jasnych butelkach są po prostu gorsze z jednego prostego powodu- nic z produktów spożywczych nie lubi stać na słońcu piwo też i wprost wołało o pomstę do Boga za to (przecież od razu wam zniknie ten piękny złoty, bursztynowy czy hebanowy kolor!). Zaczęli więc wrzucać piwo do ciemnych butelek, żeby mogło stać dłużej w jakimś tam sklepie w Teksasie (bo z tego co słyszałem tam strasznie mocno świeci słonce) i dzięki temu niesamowitemu odkryciu mamy teraz naprawdę dobrze zakonserwowane piwa. Co ciekawsze obecnie najsłynniejszy browar z Wisconsin sprzedaje w Polsce piwo tak, tak w jasnych butelkach a chyba wszystko po to żeby wyglądało i smakowało jak szczyny i tak jest. Jak udało się wam już dobrnąć to tego momentu to jestem pod wrażeniem. Myśleliście kiedyś o poważnej podróży, nie jakiejś tam wycieczce tylko podróży. Stwórzmy definicje podróży- tak minimum 80 dni, bo można wtedy zwiedzić kawał świata. Czy wasza podróż uwzględniałaby piwo? I nie chodzi mi tu o podróż w stylu: „-Czy chodziłeś kiedyś po Tatrach? –Zależy po ilu…”. Co lepiej jest na podróż swoją wziąć dziewczynę czy piwo? To tylko jedna z wielu możliwych wątpliwości. Traktujmy to jako wstęp do niczego. Następnym razem może być już tylko lepiej. Zastanowimy się nad jakimś wyjaśnieniem, może zdjęciami? Czy też jakimś rozsądnym opowiadaniem albo jakąś tam polemiką z rzeczywistością…
PS. Przeraża mnie to „jakieś tam”… aaaaaaaaaaaaaaaa
PS2. i nie chodzi mi tu o konsole, obiecywaliśmy już kiedyś powrót, ale nic z tego nie wyszło. Teraz mam jakieś takie dziwne uczucie, że każdy chce sobie po wspominać więc może pewnego słonecznego dnia...
Wednesday, December 9, 2009
Friday, February 29, 2008
Może frytki do tego...?
Tak i oto się stało: POWRACAMY! Nasz skład został zdradzony przez jednego z naszych wokalistów (analogiczna sytuacja jak u Piotra Rubika) każdy powinien wiedzieć przez kogo, ale mamy zamiar uderzyć z podwójną mocą. Tak więc musicie się przygotować na moje (jacy) grafomańskie bzdury. Może przedstawiamy co się u nas dzieje.
Jabol (czyli ja) jest łysy-tak moje robaczki, ta wspaniała grzywa została ścięta, a wraz z brakiem resztki mojego geniuszu wyparowała.
Poza tym do piwnicy w końcu doszła elektryfikacja-i jako nad studenci mamy 2 lodówki, pralkę i mikrofale ;] Jaca marudzi że piekarnika nie ma bo by piec zaczął-ale czego to polski student nie zrobi, będziem piec w mikrofali.
Mimo że mamy 2 lodówki to zazwyczaj obie są pełne, kolejny powód że jesteśmy über, a główna zasługa w tym że ojciec rodziny ma prace i nie wyjada nam całej lodówki, ostatnio zaspokoił się połową. A jako że pracował i pracuje nadal w tym samym miejscu to z czarnucha awansował na
nadwornego czarnucha o tytule managera...który do rozporządzania ma tylko swój wielki brzuch :D ale pewnie to encyklopedia PWN się myli.
Piwnica mimo że z brakami kadrowymi, nadal potrzebuje fotografa, a najlepiej fotografki. Od 10 marca oferujemy łóżko i możliwość żywienia nas.
i tak mi sie przypomniało a jako że to jest nasz koffany blogaffek to nie opre się i opisze pewne humorystyczne zajście.
Ostatnio 3/5 piwnicy zdecydowało się być bardziej macho i zacząć dbać o nasze piękne postury. Jednym słowem wraz z naszym Murzyniątkiem Mazzim podnosiliśmy żelastwo. W pewnym momencie słychać domofon...no więc na odczepnego otwieramy. Po chwili słyszymy pukanie do drzwi, dobrze że nie zarzuciliśmy naszym zwyczajowym tekstem "puka sie" oraz odpowiedz "tak ale ładniejsze" :P bo osobą okazał się Pan stróż prawa we własnej osobie. Nie wiem kto w tym momencie był w wielkim szoku-my czy Policjant widząc Mazika podnoszącego niebotyczne ciężary, oraz dobiegającą głośno muzykę z radia RMF MAX. Po czym wywiązała się sympatyczna rozmowa w której zostaliśmy oskarżeni o zbyt głośne zabawy w przeszłości, a następnie jego pewność siebie została chyba zupełnie złamana ostrym pytaniem Mazika jaką głośną zabawę, po którym to Pan władza zaczerwieniony przeprosił i zmienił temat :D
Szykujcie się na wielki powrót ;]
ps. to wracam ja jaca. jabol trochę wam na nudził, ale obiecuje, że następnym razem będzie weselej ;)
pps. o co chodzi z tytułem, o tym następnym razem
Jabol (czyli ja) jest łysy-tak moje robaczki, ta wspaniała grzywa została ścięta, a wraz z brakiem resztki mojego geniuszu wyparowała.
Poza tym do piwnicy w końcu doszła elektryfikacja-i jako nad studenci mamy 2 lodówki, pralkę i mikrofale ;] Jaca marudzi że piekarnika nie ma bo by piec zaczął-ale czego to polski student nie zrobi, będziem piec w mikrofali.
Mimo że mamy 2 lodówki to zazwyczaj obie są pełne, kolejny powód że jesteśmy über, a główna zasługa w tym że ojciec rodziny ma prace i nie wyjada nam całej lodówki, ostatnio zaspokoił się połową. A jako że pracował i pracuje nadal w tym samym miejscu to z czarnucha awansował na
nadwornego czarnucha o tytule managera...który do rozporządzania ma tylko swój wielki brzuch :D ale pewnie to encyklopedia PWN się myli.
Piwnica mimo że z brakami kadrowymi, nadal potrzebuje fotografa, a najlepiej fotografki. Od 10 marca oferujemy łóżko i możliwość żywienia nas.
i tak mi sie przypomniało a jako że to jest nasz koffany blogaffek to nie opre się i opisze pewne humorystyczne zajście.
Ostatnio 3/5 piwnicy zdecydowało się być bardziej macho i zacząć dbać o nasze piękne postury. Jednym słowem wraz z naszym Murzyniątkiem Mazzim podnosiliśmy żelastwo. W pewnym momencie słychać domofon...no więc na odczepnego otwieramy. Po chwili słyszymy pukanie do drzwi, dobrze że nie zarzuciliśmy naszym zwyczajowym tekstem "puka sie" oraz odpowiedz "tak ale ładniejsze" :P bo osobą okazał się Pan stróż prawa we własnej osobie. Nie wiem kto w tym momencie był w wielkim szoku-my czy Policjant widząc Mazika podnoszącego niebotyczne ciężary, oraz dobiegającą głośno muzykę z radia RMF MAX. Po czym wywiązała się sympatyczna rozmowa w której zostaliśmy oskarżeni o zbyt głośne zabawy w przeszłości, a następnie jego pewność siebie została chyba zupełnie złamana ostrym pytaniem Mazika jaką głośną zabawę, po którym to Pan władza zaczerwieniony przeprosił i zmienił temat :D
Szykujcie się na wielki powrót ;]
ps. to wracam ja jaca. jabol trochę wam na nudził, ale obiecuje, że następnym razem będzie weselej ;)
pps. o co chodzi z tytułem, o tym następnym razem
Thursday, June 14, 2007
Pan Przeznaczenie
Widywali się zawsze tylko w jednym tramwaju. Siadali daleko od siebie, jakby trochę na przekór powtarzanym w myślach zaklęciom, a na więcej nie było ich stać. Przypatrywali się sobie ukradkiem
i tylko czasem ich oczy spotykały się w locie na ułamek szczęśliwej sekundy. Ich wspólna podróż tramwajem trwała zaledwie kilka przystanków, kilka przedziwnych minut, a przewrotny los ich kusił ku sobie, mamił i choć coś oczom kazało się szukać nawzajem – nie uczynili nic. Nawet kilka prawie bezwiednych uśmiechów nie dodało im odwagi, tak jakby potrzebny był pretekst do tego by się zakochać koło południa w tym krakowskim tramwaju...
Każde z nich bało się kolejnego rozczarowania, jeszcze jednej pomyłki, następnego niewłaściwego wyboru. Staczali za każdym razem wewnętrzne potyczki z własną słabością do siebie, układając w myślach pierwszą rozmowę, za każdym razem inaczej. Trwali jednak w milczeniu, ciesząc się z tego co mają, jakby nie chcieli tego dotknąć, lub też naruszyć, bo wydawało im się to tak delikatne, że mydlana bańka stała się przy tym zrobiona z jak najlepszej stali. Nosili bowiem w sobie płonne nasiona, które były strachem po poprzednich doświadczeniach, tak jakby nie było możliwym to, że można się zakochać w tym krakowskim tramwaju....
Oto więc dziewczyna, siedząca przy oknie. Przyjechała tutaj z małego miasteczka. Tam, znają ją wszyscy, jej rodzice należą do najbardziej szanowanych w mieście. Ona, jedynaczka nie jest wcale zarozumiała ani rozpieszczona. Nauczono ją szacunku nie tylko wobec innych ludzi, ale także dla siebie, dlatego też, nawet jeśli ktoś chce usilnie na nią czekać tam gdzie mieszka, przepada w tej historii jak nie wysłany kupon loteryjny.
Ale jest także chłopak. On przyjechał także z małej, wiejskiej miejscowości. Żaden to wstyd mieszkać na wsi, ale wstyd wracać do takiego domu. Głowę ma wypakowaną ideałami, obrazami, które ubiera w barwy i usiłuje sprzedać latem wędrując od jednej nadmorskiej miejscowości do drugiej. I czeka cierpliwie, aż nadarzy się okazja by wyrwać się z łóżka pewnej dojrzałej i zamożnej pani, która upatrzyła go sobie i za wszelką cenę chce go zatrzymać przy sobie jak najdłużej, obsypując go podarunkami i pieniędzmi, które odkłada na przyszłość, która tak często jeździ wraz z nim w tym krakowskim tramwaju...
Wreszcie któregoś dnia, Pan Przeznaczenie, któremu znużyło się już patrzeć na tą przesadną w jego mniemaniu nieśmiałość, spróbował ich delikatnie trącić ku sobie. Gdy tramwaj zatrzymał się przy jej przystanku i dziewczyna szła do wyjścia, staruszka, która wchodziła po schodach do środka potknęła się
i upadła boleśnie, a kilku przedwcześnie wyłysiałych wyrostków zarechotało szyderczo. Chłopak
i dziewczyna razem pomogli kobiecie się podnieść. Spojrzeli przy tym na siebie, a tak blisko jeszcze nigdy nie byli. Widząc jednak, że staruszce nic nie jest, dziewczyna wyskoczyła z tramwaju, a chłopakowi zdało się jakby, że kobieta, której pomogli cicho powiedziała do niego „idź za nią”, ale drzwi się zatrzasnęły i trzeba było czekać do następnego razu.
A tego dnia miało, mogło choć nie musiało, wszystko potoczyć się inaczej. Gdy dziewczyna wysiadła na tym przystanku co zawsze, chłopak wyszedł za nią, choć to nie był jego przystanek. I kiedy już opuścili tramwaj, niespodziewanie, jakiś kilkunastolatek wyrwał dziewczynie portfel, który trzymała w ręce i przepchnąwszy się między ludźmi stojącymi na przystanku, puścił się biegiem przed siebie.
Chłopak natychmiast ruszył za złodziejem. Wkrótce, po szaleńczym biegu, zbliżyli się do załomu ulicy. Chłopak z trudem nadążał za uciekającym i bał się, że za rogiem straci go z oczu. I wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Całe zajście obserwował inny mężczyzna, stojący po drugiej stronie ulicy
i w pewnej chwili szybko przebiegł przez jezdnię, zagrodził złodziejowi drogę i silnym ciosem powalił go na ziemię. Odebrał portfel i powiedział, żeby spieprzał, jeśli nie chce mieć większych kłopotów.
Chłopak z tramwaju zatrzymał się. Nie biegł dalej. Poczuł, jakby stracił szansę na coś, ale nie zdawał jeszcze sobie sprawy na co.
W tej chwili minęła go dziewczyna i nawet na niego nie spojrzawszy podeszła do swojego wybawcy. Na twarz wystąpił jej rumieniec i zupełnie już zapomniała od tej chwili o chłopaku z tramwaju i o nikłych spojrzeniach i skrywanych uśmiechach. Patrzył jak oboje odchodzą i znikają za rogiem.
- No i stało się – powiedział ktoś stojący z boku.
Chłopak drgnął zaskoczony.
- Ale co się miało stać – zapytał.
- Straciłeś ją.
- Kogo? – zapytał znowu – Tę dziewczynę?
- Właśnie ją – powiedział tajemniczy mężczyzna.
Przez chwilę stali obok siebie w milczeniu. Chłopak nie miał ochoty na kontynuowanie tej dziwnej rozmowy.
Tymczasem nieznajomy wyjął z płaszcza niedużą kopertę i wręczając ją swemu młodemu rozmówcy powiedział:
- Obejrzyj to sobie. Może więcej zrozumiesz.
W kopercie były zdjęcia. Była na nich dziewczyna z tramwaju, razem z mężczyzną, który złapał złodzieja. Były tam ich fotografie jak siedzą razem na ławce w jakimś parku, dwa lub trzy zdjęcia z ich ślubu, potem zdjęcia z ich pierwszym i drugim dzieckiem i kolejne, na których był sam mężczyzna ale z inną kobietą, a potem następne gdy był jeszcze z inną kobietą. Na każdej fotografii byli coraz starsi a dziewczyna z tramwaju coraz smutniejsza. Chłopak wpatrywał się w zatrzymane obrazy przyszłości wciąż nie doceniając ich znaczenia. Ale gdy przez chwilę wyobraził sobie, że to on jest razem z nią na fotografiach, dziewczyna na żadnym nie smutniała.
- Kim jesteś? – zapytał nieznajomego.
- Nazywaj mnie jak chcesz. Losem, Omenem, Panem Przeznaczenie. Przyszedłem cię tylko doświadczyć
z tego co nie będzie. Choć dużo ci nie brakowało.
- Ale dlaczego? – dopytywał się.
- Żeby ci pokazać, że oszukałeś własny los. Mnie. Że straciłeś tyle okazji by wypełnić twoje i jej przeznaczenie, bo wierz lub nie, ale zapisano was sobie nawzajem. Ja was zapisałem. I choć wodziłem was na pokuszenie to zadrwiliście ze mnie oboje. Ale teraz nie zrobicie już nic. Mógłbym ci nawet pokazać waszą wspólną przyszłość, ale chyba dla ciebie za dużo i na dziś i na zawsze.
I Pan Przeznaczenie odebrał mu kopertę, schował do kieszeni płaszcza i odszedł. Jednakże młody człowiek - skoro już sam Los się fatygował do niego – podbiegł jeszcze raz do Pana Przeznaczenie by zadać pytania.
- Tak, jesteś wyjątkowy skoro do ciebie przyszedłem, ale co z tego – powiedział Pan Przeznaczenie wybiegając naprzeciw jego myślom. - O co więc chcesz jeszcze zapytać? O to czy naprawdę z tobą byłaby szczęśliwa? Odpowiadam, że tak. Układam różne plany i dla was zapisałem właśnie taki. -
Przez moment Pan Przeznaczenie cierpliwie czekał na ostatnie pytanie. Cierpliwość przeznaczenia jest bowiem ogromna, ale nie niewyczerpana.
- I już nic nie mogę zrobić? - zapytał chłopak
- Wiesz – odparł Pan Przeznaczenie – to, że postąpiłeś na przekór mojemu planowi i przez to przegrałeś, to dla mnie niewielka strata. Lecz jeśli chcesz dalej grać przeciw mnie, to próbuj. Jestem ciekaw jak się spiszesz. Zawsze podobały mi się twoje gromy w oczach...
Chłopak nie słuchał już co ma do powiedzenia mu jego własny los. Pobiegł w stronę, w którą przed kilkoma chwilami poszła dziewczyna. Gdy znikał za rogiem, Pan Przeznaczenie zatrzymał go słowami:
- Lecz zanim zaczniesz ze mną igrać na dobre, wiedz, że nie wygrał ze mną jeszcze żaden chłopak
z tramwaju.
Jesli autor tego tekstu poczuje sie urażony jego publikacją tutaj prosimy o kontakt.
i tylko czasem ich oczy spotykały się w locie na ułamek szczęśliwej sekundy. Ich wspólna podróż tramwajem trwała zaledwie kilka przystanków, kilka przedziwnych minut, a przewrotny los ich kusił ku sobie, mamił i choć coś oczom kazało się szukać nawzajem – nie uczynili nic. Nawet kilka prawie bezwiednych uśmiechów nie dodało im odwagi, tak jakby potrzebny był pretekst do tego by się zakochać koło południa w tym krakowskim tramwaju...
Każde z nich bało się kolejnego rozczarowania, jeszcze jednej pomyłki, następnego niewłaściwego wyboru. Staczali za każdym razem wewnętrzne potyczki z własną słabością do siebie, układając w myślach pierwszą rozmowę, za każdym razem inaczej. Trwali jednak w milczeniu, ciesząc się z tego co mają, jakby nie chcieli tego dotknąć, lub też naruszyć, bo wydawało im się to tak delikatne, że mydlana bańka stała się przy tym zrobiona z jak najlepszej stali. Nosili bowiem w sobie płonne nasiona, które były strachem po poprzednich doświadczeniach, tak jakby nie było możliwym to, że można się zakochać w tym krakowskim tramwaju....
Oto więc dziewczyna, siedząca przy oknie. Przyjechała tutaj z małego miasteczka. Tam, znają ją wszyscy, jej rodzice należą do najbardziej szanowanych w mieście. Ona, jedynaczka nie jest wcale zarozumiała ani rozpieszczona. Nauczono ją szacunku nie tylko wobec innych ludzi, ale także dla siebie, dlatego też, nawet jeśli ktoś chce usilnie na nią czekać tam gdzie mieszka, przepada w tej historii jak nie wysłany kupon loteryjny.
Ale jest także chłopak. On przyjechał także z małej, wiejskiej miejscowości. Żaden to wstyd mieszkać na wsi, ale wstyd wracać do takiego domu. Głowę ma wypakowaną ideałami, obrazami, które ubiera w barwy i usiłuje sprzedać latem wędrując od jednej nadmorskiej miejscowości do drugiej. I czeka cierpliwie, aż nadarzy się okazja by wyrwać się z łóżka pewnej dojrzałej i zamożnej pani, która upatrzyła go sobie i za wszelką cenę chce go zatrzymać przy sobie jak najdłużej, obsypując go podarunkami i pieniędzmi, które odkłada na przyszłość, która tak często jeździ wraz z nim w tym krakowskim tramwaju...
Wreszcie któregoś dnia, Pan Przeznaczenie, któremu znużyło się już patrzeć na tą przesadną w jego mniemaniu nieśmiałość, spróbował ich delikatnie trącić ku sobie. Gdy tramwaj zatrzymał się przy jej przystanku i dziewczyna szła do wyjścia, staruszka, która wchodziła po schodach do środka potknęła się
i upadła boleśnie, a kilku przedwcześnie wyłysiałych wyrostków zarechotało szyderczo. Chłopak
i dziewczyna razem pomogli kobiecie się podnieść. Spojrzeli przy tym na siebie, a tak blisko jeszcze nigdy nie byli. Widząc jednak, że staruszce nic nie jest, dziewczyna wyskoczyła z tramwaju, a chłopakowi zdało się jakby, że kobieta, której pomogli cicho powiedziała do niego „idź za nią”, ale drzwi się zatrzasnęły i trzeba było czekać do następnego razu.
A tego dnia miało, mogło choć nie musiało, wszystko potoczyć się inaczej. Gdy dziewczyna wysiadła na tym przystanku co zawsze, chłopak wyszedł za nią, choć to nie był jego przystanek. I kiedy już opuścili tramwaj, niespodziewanie, jakiś kilkunastolatek wyrwał dziewczynie portfel, który trzymała w ręce i przepchnąwszy się między ludźmi stojącymi na przystanku, puścił się biegiem przed siebie.
Chłopak natychmiast ruszył za złodziejem. Wkrótce, po szaleńczym biegu, zbliżyli się do załomu ulicy. Chłopak z trudem nadążał za uciekającym i bał się, że za rogiem straci go z oczu. I wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Całe zajście obserwował inny mężczyzna, stojący po drugiej stronie ulicy
i w pewnej chwili szybko przebiegł przez jezdnię, zagrodził złodziejowi drogę i silnym ciosem powalił go na ziemię. Odebrał portfel i powiedział, żeby spieprzał, jeśli nie chce mieć większych kłopotów.
Chłopak z tramwaju zatrzymał się. Nie biegł dalej. Poczuł, jakby stracił szansę na coś, ale nie zdawał jeszcze sobie sprawy na co.
W tej chwili minęła go dziewczyna i nawet na niego nie spojrzawszy podeszła do swojego wybawcy. Na twarz wystąpił jej rumieniec i zupełnie już zapomniała od tej chwili o chłopaku z tramwaju i o nikłych spojrzeniach i skrywanych uśmiechach. Patrzył jak oboje odchodzą i znikają za rogiem.
- No i stało się – powiedział ktoś stojący z boku.
Chłopak drgnął zaskoczony.
- Ale co się miało stać – zapytał.
- Straciłeś ją.
- Kogo? – zapytał znowu – Tę dziewczynę?
- Właśnie ją – powiedział tajemniczy mężczyzna.
Przez chwilę stali obok siebie w milczeniu. Chłopak nie miał ochoty na kontynuowanie tej dziwnej rozmowy.
Tymczasem nieznajomy wyjął z płaszcza niedużą kopertę i wręczając ją swemu młodemu rozmówcy powiedział:
- Obejrzyj to sobie. Może więcej zrozumiesz.
W kopercie były zdjęcia. Była na nich dziewczyna z tramwaju, razem z mężczyzną, który złapał złodzieja. Były tam ich fotografie jak siedzą razem na ławce w jakimś parku, dwa lub trzy zdjęcia z ich ślubu, potem zdjęcia z ich pierwszym i drugim dzieckiem i kolejne, na których był sam mężczyzna ale z inną kobietą, a potem następne gdy był jeszcze z inną kobietą. Na każdej fotografii byli coraz starsi a dziewczyna z tramwaju coraz smutniejsza. Chłopak wpatrywał się w zatrzymane obrazy przyszłości wciąż nie doceniając ich znaczenia. Ale gdy przez chwilę wyobraził sobie, że to on jest razem z nią na fotografiach, dziewczyna na żadnym nie smutniała.
- Kim jesteś? – zapytał nieznajomego.
- Nazywaj mnie jak chcesz. Losem, Omenem, Panem Przeznaczenie. Przyszedłem cię tylko doświadczyć
z tego co nie będzie. Choć dużo ci nie brakowało.
- Ale dlaczego? – dopytywał się.
- Żeby ci pokazać, że oszukałeś własny los. Mnie. Że straciłeś tyle okazji by wypełnić twoje i jej przeznaczenie, bo wierz lub nie, ale zapisano was sobie nawzajem. Ja was zapisałem. I choć wodziłem was na pokuszenie to zadrwiliście ze mnie oboje. Ale teraz nie zrobicie już nic. Mógłbym ci nawet pokazać waszą wspólną przyszłość, ale chyba dla ciebie za dużo i na dziś i na zawsze.
I Pan Przeznaczenie odebrał mu kopertę, schował do kieszeni płaszcza i odszedł. Jednakże młody człowiek - skoro już sam Los się fatygował do niego – podbiegł jeszcze raz do Pana Przeznaczenie by zadać pytania.
- Tak, jesteś wyjątkowy skoro do ciebie przyszedłem, ale co z tego – powiedział Pan Przeznaczenie wybiegając naprzeciw jego myślom. - O co więc chcesz jeszcze zapytać? O to czy naprawdę z tobą byłaby szczęśliwa? Odpowiadam, że tak. Układam różne plany i dla was zapisałem właśnie taki. -
Przez moment Pan Przeznaczenie cierpliwie czekał na ostatnie pytanie. Cierpliwość przeznaczenia jest bowiem ogromna, ale nie niewyczerpana.
- I już nic nie mogę zrobić? - zapytał chłopak
- Wiesz – odparł Pan Przeznaczenie – to, że postąpiłeś na przekór mojemu planowi i przez to przegrałeś, to dla mnie niewielka strata. Lecz jeśli chcesz dalej grać przeciw mnie, to próbuj. Jestem ciekaw jak się spiszesz. Zawsze podobały mi się twoje gromy w oczach...
Chłopak nie słuchał już co ma do powiedzenia mu jego własny los. Pobiegł w stronę, w którą przed kilkoma chwilami poszła dziewczyna. Gdy znikał za rogiem, Pan Przeznaczenie zatrzymał go słowami:
- Lecz zanim zaczniesz ze mną igrać na dobre, wiedz, że nie wygrał ze mną jeszcze żaden chłopak
z tramwaju.
Jesli autor tego tekstu poczuje sie urażony jego publikacją tutaj prosimy o kontakt.
Thursday, May 31, 2007
Friday, May 25, 2007
czas obudzić mackonosego Cthulhu?
Eeeee... - dobra, odpalone, inteligentny początek mam już za sobą. Długo nas nie było, co? Często ostatnio zaczynamy posty od 'długo nas nie było - a to dlatego, że...'
...a to dlatego, że świat schodzi na psy, wielki Cthulhu nadal w R'lyeh a jakiś debil wyrzucił wszystkie butelki opróżnione na juwenaliach więc nam galeria kuchenna nie urosła:/
Mówicie, że tęsknicie. Wiem, rozumiem (dobra tej bielizny przywiązanej do cegłówek, które co rano wybijają mi okno nie za bardzo kumam, ale...) chcielibyście żebyśmy wrócili do formy, zamiast dzifkować się w murzyńskich szałasach co zarzuca nam szanowny kolega po fachu Ernest. Znaczy po fachu bo też wesoły, przepity, blogujący, true hetero lover i lubi się bić. Właściwie poza obwodem bicepsa niewiele nas różni:P A i częstotliwość postowania mamy ostatnio podobną.
Ale z drugiej strony, ile fanek zastukało nam do drzwi gdy robiliśmy akcję przytul Jace, kopnij Jabola, prześpij się z Mateuszem, kup Mazikowi piwo, zapisz się do Kuby na korepetycje?
No właśnie.
Ale my dobre i litościwe szczury piwniczne są. Damy wam szanse - nadrobicie.
Na początek mały konkurs - na najlepsze 'wyznanie wiary i miłości' do jedynej i niepowtarzalnej Piwnicy!! Podoba się? To klikamy w commenty i piszemy (anonimy też przyjmujemy - tylko z nagrodami może być problem). Nie podoba się? To klikamy w commenty i piszemy (liczyliście, że napiszę coś innego?!).
Wszystko w waszych rękach - budźcie nas do życia z wiosennego uniesienia, to znów zrobimy grilla i znów was zaprosimy, a wcześniej napiszemy... to i owo. A raczej owo bo 'to' to trudny temat. Znaczy można by próbować coś implikować w tej kwestii, ale jednakowoż uważam, że post ten dobiegł już końca. Pa.
...a to dlatego, że świat schodzi na psy, wielki Cthulhu nadal w R'lyeh a jakiś debil wyrzucił wszystkie butelki opróżnione na juwenaliach więc nam galeria kuchenna nie urosła:/
Mówicie, że tęsknicie. Wiem, rozumiem (dobra tej bielizny przywiązanej do cegłówek, które co rano wybijają mi okno nie za bardzo kumam, ale...) chcielibyście żebyśmy wrócili do formy, zamiast dzifkować się w murzyńskich szałasach co zarzuca nam szanowny kolega po fachu Ernest. Znaczy po fachu bo też wesoły, przepity, blogujący, true hetero lover i lubi się bić. Właściwie poza obwodem bicepsa niewiele nas różni:P A i częstotliwość postowania mamy ostatnio podobną.
Ale z drugiej strony, ile fanek zastukało nam do drzwi gdy robiliśmy akcję przytul Jace, kopnij Jabola, prześpij się z Mateuszem, kup Mazikowi piwo, zapisz się do Kuby na korepetycje?
No właśnie.
Ale my dobre i litościwe szczury piwniczne są. Damy wam szanse - nadrobicie.
Na początek mały konkurs - na najlepsze 'wyznanie wiary i miłości' do jedynej i niepowtarzalnej Piwnicy!! Podoba się? To klikamy w commenty i piszemy (anonimy też przyjmujemy - tylko z nagrodami może być problem). Nie podoba się? To klikamy w commenty i piszemy (liczyliście, że napiszę coś innego?!).
Wszystko w waszych rękach - budźcie nas do życia z wiosennego uniesienia, to znów zrobimy grilla i znów was zaprosimy, a wcześniej napiszemy... to i owo. A raczej owo bo 'to' to trudny temat. Znaczy można by próbować coś implikować w tej kwestii, ale jednakowoż uważam, że post ten dobiegł już końca. Pa.
Tuesday, May 22, 2007
Wednesday, May 9, 2007
może być nawet bez tytułu
Co to jest? No to... to w głośnikach. To get behind satan - już wiemy możemy zapodawać:
Wracamy. Skończyły się długie weekendy okrapiane tym i owym, trzeba było przysiąść, przekimać, wytrzeźwieć, załatwić parę dupereli tu i ówdzie... właściwie to co to ma kurwa do rzeczy!!
Nie było nas, ale jesteśmy. W pełnej krasie. Ja piszę i połykam tabletki pełne magnezu (trening, trening a potem trzeba się narkotyzować...), Jabol bawi się wibracjami w telefonie, a Jacka zjada nam melancholia.
To wszystko wina tych fanek. Nie opiekowały sie nami i teraz mamy złe dni. Na Wileńskiej korki. Do 159 nie da się wsiąść. Na Jabola nie da się patrzeć. Mi brak magnezu, witamin i zdrowego rozsądku. A Jaca znowu ma serie proroczych snów.
Nie wstyd wam?!
Taa, teraz spuszczacie oczy i pokładacie rączki na kolankach. Uśmiechacie się przepraszająco zapewne i myślicie, że pójdzie łatwo? Oooo nie! Dupki w troki i na Piwnicę, reanimować nas, przytulać i robić za nasze groupie!!
A w ogóle to wieczór skończył się dyskusja na temat Dity Von Teese...
Mateusz - A widzieliście tą laskę Marlina Mensona?
Jabol - Tą aktorkę porno?
Mateusz - Taa, wyjebana jest, co nie?
Jabol - No... jak byś był aktorką porno też byłbyś wyjebany.
Wracamy. Skończyły się długie weekendy okrapiane tym i owym, trzeba było przysiąść, przekimać, wytrzeźwieć, załatwić parę dupereli tu i ówdzie... właściwie to co to ma kurwa do rzeczy!!
Nie było nas, ale jesteśmy. W pełnej krasie. Ja piszę i połykam tabletki pełne magnezu (trening, trening a potem trzeba się narkotyzować...), Jabol bawi się wibracjami w telefonie, a Jacka zjada nam melancholia.
To wszystko wina tych fanek. Nie opiekowały sie nami i teraz mamy złe dni. Na Wileńskiej korki. Do 159 nie da się wsiąść. Na Jabola nie da się patrzeć. Mi brak magnezu, witamin i zdrowego rozsądku. A Jaca znowu ma serie proroczych snów.
Taa, teraz spuszczacie oczy i pokładacie rączki na kolankach. Uśmiechacie się przepraszająco zapewne i myślicie, że pójdzie łatwo? Oooo nie! Dupki w troki i na Piwnicę, reanimować nas, przytulać i robić za nasze groupie!!
A w ogóle to wieczór skończył się dyskusja na temat Dity Von Teese...
Mateusz - A widzieliście tą laskę Marlina Mensona?
Jabol - Tą aktorkę porno?
Mateusz - Taa, wyjebana jest, co nie?
Jabol - No... jak byś był aktorką porno też byłbyś wyjebany.
Subscribe to:
Posts (Atom)